Recenzja filmu

Yyyreek!!! Kosmiczna nominacja (2002)
Jerzy Gruza
Ireneusz Grzegorczyk
Piotr Gulczyński

Najdłuższa reklama piwa w historii

Mass media bywają nazywane czwartą władzą. One kreują bohaterów kultury popularnej, im zawdzięczają karierę bohaterowie reality shows takich jak "Wielki Brat". To jednocześnie wielka potęga,
Mass media bywają nazywane czwartą władzą. One kreują bohaterów kultury popularnej, im zawdzięczają karierę bohaterowie reality shows takich jak "Wielki Brat". To jednocześnie wielka potęga, jedna z agend socjalizacji - czyli społecznego rozwoju jednostki, która "pomaga" człowiekowi w określeniu jego poglądów, celów i oczekiwań. Dla rodzimych środków masowego przekazu, szczególnie prasy i telewizji, wzorem są, jak sądzę, zachodnie (amerykańskie) media ze swoją drapieżnością, bezpardonową walką o widza i oglądalność. Właśnie to pojęcie, które jeszcze kilkanaście lat temu niewiele widzom mówiło, jest obecnie celem, który uświęca środki stosowane przez dziennikarzy i producentów programów telewizyjnych. Oni właśnie, manipulując informacją i tworząc z niej sensację robią wszystko "po to byś nie patrzył na góry, ale w telewizor" jak mówi mężczyzna w pewnym wieku, jeden z bohaterów filmu "Yyyrek!!! Kosmiczna nominacja". I nie byłoby w tych słowach nic dziwnego, gdyby nie wypowiadał ich sam reżyser filmu i "tropiciel polskich paradoksów" - Jerzy Gruza. Zapytany czy jego film jest pamfletem na media, odpowiada "W pewnym sensie. Byłbym zadowolony, gdyby tak został odczytany [...] chciałbym zasygnalizować pewne zjawisko, pokazać mechanizmy kreowania pewnych sytuacji. Widz jest świadkiem tworzenia faktów medialnych, wykorzystywanych do rozmaitych celów, traktowanych jak produkt, którym obraca się aż do całkowitego wyeksploatowania". Fabuła "Yyyrka..." koncentruje się wokół bohaterów znanych z domu Wielkiego Brata. Tym razem na plan pierwszy wysuwa się Irek (a raczej z angielska Yrek), znany z drugiej edycji programu, lekko zwariowany i z pewnością niekonwencjonalny rolnik (w filmie mieszkaniec stolicy). Okazuje się on idealnym kandydatem na kosmicznego reproduktora. W latającym talerzu, krążącym nad Polską czeka na niego piękna Imeil, która ma być partnerką Irka. Dzielny ziemianin musi się udać do Zakopanego i tam oczekiwać na przyjście obcych. Jednocześnie warszawskim gangsterom skończyły się zapasy środka wybuchowego, pochodzenia czeskiego. Ich szef wysyła jednego ze swych ludzi, Psychola, do Zakopanego, tuż pod czeską granicę. Tropem Psychola podążają agenci Centralnego Biura Śledczego - Alicja "Kobra" oraz Gulczas "Cichy". Wszyscy bohaterowie zamieszkują w tym samym pensjonacie prowadzonym przez Staska (nie Staszka) Byrcyna, wuja Karoliny i Grzegorza, którzy właśnie spodziewają się dziecka. Intryga przez swoją wielowątkowość jest nieco chaotyczna, ale biorąc pod uwagę rekordowe tempo realizacji, stoi na przyzwoitym poziomie. Wielbiciele bigbrotherowskich bohaterów i tak skupią się na śledzeniu wyczynów swych ulubieńców, a wielbiciele Gruzy, skupią się raczej na wątkach satyrycznych. A tych jest niemało w porównaniu do całości. Jednak przez cały film nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jest on najdłuższą reklamą piwa w historii. Bohaterowie bowiem piją piwo tylko jednej marki, jakiej - nietrudno się domyślić. Także forma filmu sprawia wrażenie chaotycznej. Muzyka jest mało interesująca i wtórna, zwłaszcza piosenka początkowa jest trudna wysłuchania. Zdjęcia są bardzo poprawne, jednak duża ilość scen kręconych z ręki wprowadza niepotrzebną nerwowość. Zamiast reportażowości, co jak rozumiem było celem operatora, mamy chwilami "Blair Witch Project". Aktorsko jest niestety nienajlepiej. Wyraźnie widać podział między zawodowcami a amatorami. Świetny jest Janusz Rewiński, grający ponownie ojca Karoliny i przede wszystkim przyszłego dziadka. Sceny z jego udziałem to prawdziwa perełka. Natomiast "znajomi z domu Wielkiego Brata", przede wszystkim Alicja i Arek są sztywni, a przez to nieciekawi. Sam pomysł na ich postaci jest dobry ("Kobra" wzoruje się na kobietach Jamesa Bonda), wykonanie już nie. Jest też kilka scen, które miały być śmieszne, ale niestety nie są. Na przykład kosmici poznający Warszawę i mylący cyrk z sejmem są mało zabawni, to przykład humoru "na siłę". Nie potrafię nikomu polecić "Yyyrka!! Kosmicznej nominacji", poza nastoletnim fanami Wielkiego Brata, którym z pewnością film przypadnie do gustu. Jeśli ktoś jest ciekawy pracy Gruzy, niech lepiej poczeka aż film wyjdzie na kasetach. Na kino, mimo wszystko, szkoda pieniędzy. Przez cały film zastanawiałam się po co go można obejrzeć i kto może go uznać za naprawdę interesujący. Poza wielbicielami Wielkiego Brata, ubawi się na nim chyba tylko socjolog.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?